Marzenia się spełniają- tadelakt


Wreszcie mogę zaprezentować tadelakt, który powstał w naszej kuchni w marcu, ale do tej pory nie miał godnej oprawy. 
Jesionowy blat kupiłam w "Liroju" w Białymstoku, kochani sąsiedzi przywieźli go do Werstoku; Kamil z Marcinem-Marcelpanem kilka dni chodzili wokół niego, aż wreszcie wszystko jest gotowe: blat, zlew, kontakty. Brakuje jeszcze płyty gazowej, która idzie i idzie i kiedyś dojdzie, mam nadzieję.

Marzył mi się prysznic tadelaktowy, ale w końcu zdecydowałam się na kawałek w kuchni, żeby go częściej oglądać:) 

Kasia i Rysio wpadli na dzień i tak powstał kawałek morza przy piaszczystej plaży:)





  Kuchnia w prawie pełnej krasie:)


 Ceramiczny zlew znaleziony na olx-ie. Bateria ikeowa z przeceny. Zmywara, piec i lodówka jeszcze z Wawy.




Detal: piasek i woda. 


Ściany z gliny lekkiej w pracowni

Prawie rok czekała pracownia na dokończenie ścian działowych. Z nieba spadł Marcin i zaczęła się ROBOTA.
Najpierw trzeba przygotować towar czyli bomby werstockie z gliny piasku i słomy...
...potem przygotować szalunek i upychać bomby 
 Takie proste!

Po pierwszych tonach ubitego towaru, przygotowanego ręcznie bez żadnych cywilizacyjnych udogodnień (np. betoniarki, mieszadła), zaczęliśmy kombinować jak przyspieszyć wypełnianie grubej na 20 cm ścianki kuchenno-łazienkowej. Rozwiązaniem był cordwood! Autorska wersja: zamiast okrągłych polan opałowych, które trzeba by okorować, zaczęliśmy układać w ścianie drewniane odpadki budowlane.

I tak powstała ścianka "blok czekoladowy"

"Blok czekoladowy" gotowy.

Od strony kącika kuchennego ułożyłam rządek wystających drewienek, na których będzie można zawiesić to i owo.


 Ścianka łazienkowa powstawała tradycyjnie w technice gliny lekkiej. W trakcie zaczęliśmy wstawiać do środka słoiki, żeby przyspieszyć prace i zmniejszyć ilość zużywanego "towaru". Kilka słoików ma sekretną zawartość, ktoś kiedyś będzie miał niespodziankę przy rozbieraniu ścian:)
 Małe słoiki ukryły się całkowicie w ścianie, za to duże słoiki okazały się świetnymi luksferami.


Marcin pojechał dalej w świat, a Zosia Samosia dokończyła ścianki sama samiuteńka:) (No dobra, Pan Mąż przykręcił jeden szalunek)



 Nad drzwiami do łazienki zaplanowałam luksfery z pięknych słoików po ogórkach. Skleiłam poxipolem wieczka. Powinno się trzymać.

Słoik zamontowany na sznurek
Budowa ołtarza:)
Z powodu wystających słoików wypełniałam ścianę bez szalunku, dlatego wyszła taka włochata i szalona.


Efekt prawie końcowy. Po wyschnięciu jeszcze "się" otynkuje.

Koniec budowy!

2 sierpnia zakończyliśmy epopeję papierkową, która trwała radosne cztery miesiące, i oficjalnie zakończyliśmy budowę! Co za radość!



Żółta tablica trafia do archiwum



Werstok 30D, Dom Dobry:)