Sale balowe

Na piętrze nasi budowniczowie zainstalowali płyty na podłodze. Zrobiło się prawie domowo. Prawie każdy, kto wchodzi, wspomina coś o robieniu tutaj imprezy.

Aż będzie żal psuć taką powierzchnię ścianami działowymi i sufitami.



Ciągle trzeba coś kopać

Ciągle trzeba kopać, przewalać tony ziemi, zasypywać. Orka na ugorze. Kopie się ciężko, bo w tutejszej ziemi siedzi mnóstwo kamieni i żwiru. "Musisz chyba żwirownię tu otworzyć" - to Witek, który wpadł z wizytą i zadowolony (że to nie on kopie) patrzy, jak spod szpadla lecą iskry przy uderzeniu w kolejny kamień.

Można oczywiście zamówić koparkę, ale machanie szpadlem osładza myśl, że z każdym machnięciem zostało w kieszeni kilka złotych...

Na zdjęciach - rowy pod "wodę" do ogródka i do budynku gospodarczego.


Zdarzają się małe katastrofy budowlane - jak ta w prześwicie domu. Nie było tam ziemi wzmocnionej z wierzchu plątaniną korzeni perzu, ale żwir ubity zagęszczarką. Wykop nie utrzymał się zbyt długo. W ciągu godziny ściany osunęły się trzykrotnie i zamiast wąskiego wykopu powstał okop, który trzeba było zabezpieczyć przed dalszymi ruchami.


M: - Ojej, jaki wielki wykop.
K: - Ściany się osunęły. I przez to dom się trochę przechylił.
M: - Jak to?!

Uwierzyła :).

Najbliższe krecie plany - kopanie dołu pod oczyszczalnię ścieków.

Nasza inwalidka - c.d.

Na razie nie wiadomo, czy inwalidka przyjęła się w naszym sadzie. Wciąż jest zimno, więc trwa w zimowym uśpieniu, jak pozostałe drzewka. Jeśli przeżyła, będzie z ziemi wysysała wszystko jak odkurzacz, bo śliwy mają zasięg korzeni nawet trzykrotnie większy niż obwód korony...

Tak było wczesną wiosną, a teraz już wiadomo: nasza inwalidka przeżyła i ma się dobrze.



Liski

W opuszczonej stodole sąsiadów zrobiła sobie dom lisia rodzina. Śliczne małe liski wychylają się czasem z nory pod ścianą boczną, a w stodole pełno piór po ucztowaniu;)


wizyta na dachu

ja się bałam, a oni wleźli:)





Porażka?

Adela wróciła do szkoły tydzień temu. Miało być na próbę, ale zostanie już do końca roku szkolnego. Część powodów jej szkolnego nieszczęścia została usunięta lub spacyfikowana, reszta jest najwyraźniej do zniesienia.
Jakie wnioski?
Nie dla wszystkich dobre jest pozostanie w domu. Adela jest zwierzakiem stadnym, co do tego nie ma już wątpliwości. Mama i mała siostra to dla niej zdecydowanie za mało, a w naszej malutkiej wiosce inne kontakty niż szkolne nie występują. Gdyby to była Warszawa...;)
Jeśli chodzi o naukę, to stopień Adeli "uszkolnienia" był dla mnie nie do przeskoczenia i generował milion spięć dziennie. "Uszkolnienie" to przede wszystkim brak samodzielności, niechęć do wykonania czegokolwiek bez polecenia i bez scenariusza. A do takiego "szkolnego" uczenia ( ja ci tu zadam, a ty odrób odtąd dotąd, przy każdym zdaniu i zadaniu konsultując się jak to zrobić i czy dobrze) ja się z kolei nie nadaję. Doświadczeni w unschoolingu mówią, że dziecko, które już zaznało drylu szkolnego, musi przejść detox, reset; u nas nie widać było końca tego detoxu, co było dla nas obu bardzo frustrujące.
Zastanawiam się co będzie z Krystyną, która od września idzie do przedszkola.