trudne początki

Rozpoczęłyśmy z Adelą trzeci tydzień nauki w domu i trzeba szczerze przyznać, że łatwo nie jest.
Przede wszystkim nie umiemy wyjść ze szkolnych ról: ja jako nadzorca-nauczyciel organizujący czas i rozliczający z wykonanej pracy i Adela jako poddany-uczeń, który czeka na wyznaczenie zadań a potem kombinuje, jak by tu się od nich ostatecznie wymigać lub odwalić najmniejszym kosztem.
Przeszkadza nam obu przyzwyczajenie szkolne, że nauczyciel coś "zadaje", a uczeń "odrabia".
Adela pyta rano co będziemy robić i oczekuje, że ją poprowadzę za rączkę. Tak ją wyszkolili:(

Przeszkadza moje poczucie odpowiedzialności za powodzenie całego przedsięwzięcia, które nie pozwala mi odpuścić i pozwolić jej się wynudzić do dna, aż sama coś zaproponuje. Gonię z pomysłami jak mogłoby być ciekawie, ale jednak w ramach "materiału". Zmuszam do czytania "Tomka w krainie kangurów" choć to ją szalenie nudzi i wolałaby Musierowicz, którą mamy na tapecie we wspólnym czytaniu z Tolą ( wróciłam do czytania im na głos i to jest super! Przemądrzałe nastolaty proszą: poczytaj mi, mamo!)
Przeszkadza niepewność jak będzie wyglądało to "zaliczanie" w naszej szkole, która nie ma żadnego doświadczenia z homeschoolersami; obawa że będą jednak przepytywać drobiazgowo z "materiału", lektur, a nie tylko sprawdzać czy realizujemy podstawę programową.

Potrzeba nam więcej luzu! Musimy dać go sobie samym i nawzajem. Nie wiem jak to zrobić!!!


Dzisiaj byłyśmy na wycieczce w Hajnówce. We trzy: ja , Adela i Krysia. Trzeba było zrobić zakupy gospodarskie i odwiedzić bibliotekę, żeby zachować pozory naukowego dnia. Biblioteka nieczynna w poniedziałki. Przez resztę dnia Adela ślęczała nad prezentem dla dawnej warszawskiej koleżanki, która zaprosiła ją na urodziny.






No i co z tego, że matma nietknięta, no co?

ostatnia dyńka na przednówku

Była z nami od jesieni, ozdabiała kuchnię, nieraz przeszkadzała przewalając się po blacie. Aż zrobiło się pustawo w spiżarce i zamrażarce i wyrok zapadł.

Sentencja wyroku: zupa krem z soczewicą i grzankami

1 dyńka piżmowa
miseczka marchewki wygrzebanej przez Kopciuszka z mrożonej mieszanki
1 cebula
2 bardzo blade i chude pietruszki
szklanka czerwonej soczewicy
przyprawy: sól różowa, łyżeczka kurkumy, pół łyżeczki kuminu, łyżka ziaren kolendry podprażonych na patelni i utartych w moździerzu, kawałek imbiru startego

Cebulę szklimy na oleju kokosowym, zalewamy wodą, dodajemy pokrojoną, posiekaną i startą resztę, gotujemy do miękkości, miksujemy, podajemy z grzankami z żytniego chleba zrumienionymi na odrobinie oleju rzepakowego z masłem i oregano.

Warto też mieć "pomocników"

PS
Krystyna zajada chlebek ryżowy z czekoladą z daktyli, którą Matka Roku szybko ukręciła słysząc jęk Średniej "Mamo, coś słodkiego..."



krokwie cd







domowa szkoła

Dzisiaj pierwszy dzień nauczania domowego Adeli!
Zaczęłyśmy na luzie od angielskiego z duolingo . Potem było malowanie akwarelą, które spontanicznie przerodziło się w krótką lekcję o prehistorii i malowidłach naskalnych.


Potem było jeszcze o Banksym i jego muzealnej działalności.

Kryśka też była w szkole i pierwszy raz w życiu malowała akwarelą.


Krysi malowidło:


Jeszcze rozdział z "Tomka w krainie kangurów" i na pierwszy dzień chyba będzie dość:)

uwaga żubr!

W piątek przy drodze do Hajnówki widziałyśmy z Tolą Pana Żubra! (Chyba to był pan, bo panie tak samotnie nie chadzają, zawsze z przychówkiem, ech...) Stał sobie przy drodze pod małym laskiem i za nic miał przejeżdżające samochody.


Szaleję jak szaleniec, gdy mi się coś takiego przydarzy, aż córka dziwnie na mnie patrzy:)
Na dokładkę w sobotę przebiegły nam drogę cztery majestatyczne jelenie. Ale przeżycie!

Funia


dobroduszna suczka sąsiadów z niebieskim jęzorem



zupa zielona

Nasz ostatni hit!
Zupa porowo-ziemniakowo-groszkowa, z kurkumą i kminem jak prawie każda z moich zup.
Kryśka jadła ją na obiad, podwieczorek i kolację, a następnego dnia nawet na śniadanie.




Wersja ulepszona z korzeniem pietruszki i przemyconą kaszą jaglaną, polana olejem rzepakowym od sąsiadów. Pycha!

 przepis:
2-3 średnie pory, 1 cebula, 1 pietruszka, 2-3 ziemniaki, 1 paczka mrożonego groszku zielonego, 2-3 łyżki kopiaste ugotowanej kaszy jaglanej, przyprawy (sól różowa, kilka ziarenek pieprzu kolorowego, łyżeczka kurkumy, pół łyżeczki kminu rzymskiego, pół łyżeczki kozieradki)

pory z cebulą podsmażamy chwilę na oleju kokosowym lub maśle, zalewamy 3-4 szklankami wody w zależności od tego jak gęstą lubimy zupę (zawsze można potem wody dolać), przyprawiamy, dodajemy pokrojoną byle jak pietruszkę i ziemniaki, gotujemy aż będą miękkie, dodajemy groszek i gotujemy parę minut, nie za długo, żeby nie stracił koloru, ale był miękki. Na koniec kasza jaglana i wszystko miksujemy. Polewamy ulubionym olejkiem.

cerkiew w Werstoku


W dzisiejszym ostrym słońcu jej wyjątkowa Błękitność nieco zbladła.

potrawka z cieciorki


Kiedy jesteś sama w domu z małym dzieckiem i spodziewasz się gości najlepiej ugotować gar czegoś pysznego i pożywnego np. potrawkę z cieciorki i warzyw korzeniowych z kokosową nutą.
Do gara poszło: cebula zeszklona na kokosowym oleju, pietruszki, marchewki, seler, przyprawy: kurkuma, kumin, kolendra, papryka słodka, sól, plus wody tyle, żeby zakryła warzywa;
gotowało się ok.10 minut, potem doszły niewielkie ziemniaki w całości i puszka pomidorów bez skóry; kiedy ziemniaki zmiękły a pomidory się rozgotowały dodałam ugotowaną cieciorkę i mleko kokosowe;




A goście przyjechali najedzeni, wydałam tylko jedną miseczkę potrawki;
jadłam wszystko sama przez kolejne dni na śniadanie, obiad i kolację posypując obficie natką pietruszki z parapetu i bardzo ostrym chili i polewając olejem z ostropestu.

zima prawdziwa



przed przyjściem prawdziwej zimy udało się jeszcze obić płytami osb prawie cały parter, teraz domek czeka na lżejszy mróz

grudzień





grudzień łaskawie pozwolił porządnie urosnąć konstrukcji

widoki


widok z mojej pracowni


widok z salonu


widok z prześwitu łączącego dom z pracownią

konstrukcja



zaczyna powstawać konstrukcja drewniana domu

fundamenty







pracownia!



tak zaczyna powstawać MOJE miejsce

grządki wyniesione



troszkę poczytaliśmy tu i tam, ale nasze grządki są autorskie i nieprofesjonalne;
zrobiliśmy tak:
wykopaliśmy rowy, nawaliliśmy w nie korzeni wyciętych z naszego pola choinek samosiejek, posypaliśmy obornikiem krowim, który sami wygarnęliśmy od szczodrego sąsiada, dosypaliśmy trochę obierek kuchennych, liści i uschłej roślinności z oczka wodnego wspomnianego sąsiada, przysypaliśmy czarną ziemią z Bachmatów (zalew:)), oraz ziemią tutejszą. a ziemię przykryliśmy troszkę przegniłą słomą znowu od sąsiada;
czy coś na tym urośnie okaże się w 2016

Władek



traktor Władek - pożyczak - i jego dumny operator;
Władek woził pocięte korzenie na opał do użyczonej szopki

Pufek



nasz sąsiad sfinks